Llegit per Witold J. Maciejewski
Do diaska, co to była za podróż! Łódź sunęła jak diabli, a rzeka ryczała. Przeskakiwaliśmy wiry i kamienie, które nieboszczyka przyprawiłyby o drżenie. Włos jeżył mi się na głowie, ale stary sterował niewzruszony, trzymając rumpel steru między nogami. Przy każdym zagarnięciu wiosłem czułem za sobą dyszenie Segarry, który wiosłował od strony rufy, a Paralitka wbijała kopyta w węgiel. Z ławki widziałem głowę Chrystusa z otwartymi ustami, z których, rzec by można, wyrywało mu się przedśmiertne rzężenie. Wiosła wyginały się tak, że omal nie poszły w drzazgi, fale waliły w burtę. Kiedyśmy się zbliżali do pewnego kamienia w pobliżu Faió, stary aż cały stężał. Prąd był bardzo silny i niósł nas prosto na skały.
– Zostaw wiosło, Manel! – krzyknął wujek – A wy dwaj wiosłować z całej siły!
Ja przestałem, ale po drugiej stronie Moles i Segarra wypruwali z siebie żyły. Dzięki temu manewrowi łódź przecięła prąd ukośnie, aby ominąć kamień. Woda bryzgała, rozbijając się o skały. Byliśmy już bardzo blisko skał, gdy usłyszałem trzask. Dulka Segarry rozleciała się w drzazgi, a on pacnął plecami o pokład na rufie. Kiedy wiosło prysło, dziób gwałtownie skręcił ku skale. Krew stężała mi w żyłach.
– Zabijemy się! – wybuchnął Moles.
Historie z lewej ręki, Przybór rzeki. Trad. al polonès de Witold J. Maciejewski, Biblioteka Telgte, Poznań 2006.
© 2009-2021 Espais literaris de Jesús Moncada · Disseny de Quadratí